Czyli wszystko, co widzieliśmy (a czego nie powinniśmy widzieć) na wybiegu warszawskiej ASP.
A konkretniej podczas pokazu dyplomowego świeżo upieczonych absolwentów Katedry Mody, który odbył się 11 czerwca na dziedzińcu Akademii przy Krakowskim Przedmieściu.
Na pokaz szłam z niecierpliwością i pełna oczekiwań. Ubiegłoroczny, pierwszy w karierze Katedry Mody (o którym pisałam tu: https://kroljestnagi.com/2014/06/09/maksymalistki/) był powiewem świeżości w polskiej modzie, i to nie tylko tej młodej, uczelnianej – choć może to właśnie jest największą sztuką – ale i tej tworzonej przez designerów o mocniej ugruntowanej już pozycji. Zaskakiwały odważne formy i kolory, zachwycały samodzielnie robione przez studentki tkaniny, a projekty spokojnie mogłyby konkurować z tymi spod igły Alexandra McQueena. Tym razem zaskoczenia nie było – nie szkodzi – Katedra dała do zrozumienia, że konsekwentnie i coraz mocniej wydeptuje obraną przez siebie ścieżkę. Gorzej, że zachwyt nad kolekcjami uleciał w natłoku innych „atrakcji“. A wszystko za sprawą formuły imprezy, która pomyślana (jak sądzę) jako nowatorska i przewrotna zabiła sens tego, po co pokaz mody w ogóle jest.
Zmierzających na niego gości przy wejściu na dziedziniec ASP powitała grupa ekscentrycznych tancerzy wystylizowanych na przełom lat 80. i 90. (multikolorowe kreszowe dresy, oldskulowe T-shirty i getry, dżinsowe kamizelki, opaski na włosach – kicz w czystej postaci, tyle że znowu bardzo na czasie). Początkowo pomyślałam, że to wydarzenie konkurencyjne, choć ubrania „w trendzie“ pozwalały podejrzewać, że może to być wstęp do modowej imprezy. Nie przypuszczałam jednak, że tancerze zostaną z nami do końca, zamieniając wydarzenie w farsę. To właśnie oni pierwsi zaprezentowali się na wybiegu i nie zeszli z niego aż do końca, przedstawiając kolejne układy choreograficzne między pokazami mini kolekcji kolejnych projektantów. Pomysłem zachwycił się Paweł Soszyński, autor artykułu o chwytliwym (ale mylącym, biorąc pod uwagę dalszy entuzjastyczny tekst) „Oszołomy mody: (znajdziecie go tu: http://www.dwutygodnik.com/artykul/5969-oszolomy-mody.html). Jest to chyba jednak jedyna osoba zachwycona formułą. W dodatku postać ze świata teatru, która o modzie wie niewiele, co bezlitośnie wyszło na jaw za sprawą odniesień do haute couture (a wysokie krawiectwo to tylko promil tego, czym jest moda, zwłaszcza dziś – autorowi zalecam zapoznanie się jeszcze z określeniami pret-a porter oraz premiere vision, które zdecydowanie bardziej odpowiadają temu, co ogląda się teraz na wybiegach) oraz stereotypowych i oklepanych nawiązań do Paryża i Mediolanu… W artykule o samych kolekcjach nie ma zresztą słowa, a to oznacza, że spektakularna i oryginalna formuła była jednak chybiona, bo zamiast wyeksponować to, co stanowiło sedno, stała się dla mody zbyt dużą konkurencją.
Publiczność nie kryła zmęczenia i zażenowania. A także rozczarowania, bo przyszła oglądać dobrą modę, która choć się pojawiła, została całkiem przytłoczona przez cyrkowe występy. Tancerze wpadali na modelki i potrącali je. Ich ciągła obecność powodowała, że na wybiegu działo się zbyt dużo. Szczególnie w pierwszej części pokazu, kiedy te same sylwetki prezentowane były kilkakrotnie. Z tej części lepiej by było zresztą zrezygnować. Bo choć pojedyncze modele wykonane przez studentów młodszych roczników same w sobie były ciekawe i warte uwagi, w masie powodowały, że z łatwością można było odczytać, z jakimi zadaniami studenci musieli się mierzyć (jak choćby próby odniesienia się do twórczości japońskich mistrzów dekonstrukcji). I choć Katedrze Mody należą się brawa za stawianie tego typu wymagań przyszłym projektantom (a tym samym zmuszanie ich do powrótu do tradycyjnego rzemiosła), efekty tej pracy powinny być niewidoczne dla publiczności. Niech młodzi projektanci zbierają siły i umiejętności, by zabłysnąć właśnie podczas swojego pokazu dyplomowego. Tegorocznym absolwentkom ta możliwość została niestety odebrana. Katedra Mody postawiła na inne gwiazdy…
Poniżej kilka zdjęć z pokazów świeżo upieczonych absolwentek. Dla tych, którzy chcieli obejrzeć projekty, a nie zdołali…
DAGMARA STAWIARSKA
ANNA POGUDZ