Zosia Chylak zasłynęła, robiąc coś, co jeszcze do niedawna uważane było za anachroniczne. Dwa lata temu, kiedy mieszkała w Nowym Jorku i odbywała staże u sław projektowania – w domu mody Proenza Schouler i w atelier Nicolasa Caito – stanęła przed dylematem: zostaje w Ameryce i pracuje dla znanych domów mody albo wraca do Polski i otwiera coś własnego. Wybrała to drugie. Postanowiła szyć na miarę. To był dobry wybór.
Jak sama mówi – to wyszło dość naturalnie. Jeszcze zanim zajęła się modą profesjonalnie, chodziła do krawców, u których szyła rzeczy na miarę dla siebie. Nauczyła ją tego mama. Zresztą wszystkie kobiety w rodzinie korzystały z usług krawców. Tylko wtedy dostaje się ubranie, które idealnie pasuje do sylwetki. Ma się wpływ na detale, sposób wykończenia, na to, by wszystko wyglądało pięknie. A Zosia jest wielką estetką. I perfekcjonistką. Być może to wpływ czasu spędzonego w atelier Nicolasa Caito – renomowanego nowojorskiego konstruktora. Jak opowiada Zosia – w sercu Nowego Jorku pracują tam sami Francuzi. Najlepsi z najlepszych, którzy wcześniej pracowali dla takich domów mody jak Balenciaga, Givenchy, Chanel. To właśnie oni odpowiadają za najtrudniejsze modele, które później zobaczyć można na wybiegach. – Przyglądanie się temu, jak oni to robią, jak niebywale wykańczają rzeczy, to coś, czego w Polsce nigdy nie widziałam – mówi projektantka.
Tamtejsze standardy przenosi do własnej działalności. Praca nad jedną sukienką zajmuje mniej więcej miesiąc – tyle potrzeba na zrobienie projektu i jego odszycie z uwzględnieniem wszystkich potrzebnych przymiarek. Choć jak mówi Zosia – w szyciu na miarę wszystko zależy od sytuacji. Są dziewczyny, które przychodzą np. po suknię ślubną pół roku przed uroczystością, wtedy prace mogą trwać dłużej. A są i takie, które spanikowane krzyczą: mam ślub za trzy tygodnie! Wtedy robimy to, co jest najbardziej priorytetowe. Staramy się dopasować do wszystkich takich sytuacji.
W grudniu Zosia Chylak zadebiutowała w roli projektantki torebek. Chciała mieć w ofercie marki także produkt gotowy. Padło na torebki, które balansują na granicy mody i designu. Choć pomysł pojawił się dwa lata temu, spokojnie dojrzewał. Kolekcja także powstawała dość długo, bo trzeba było przetrzeć szlaki, znaleźć dostawców i potrzebne materiały. Naturalne skóry (kozie i z merynosów) sprowadzone zostały z Włoch. Stamtąd także pochodzą wszystkie elementy okuciowe i suwaki (w odcieniu matowego złota pięknie współgrającym z klasyczną czernią toreb). W Polsce trudno byłoby dostać rzeczy tak dobrej jakości. Ale torebki szyte są tu. Ich główny atut – ciekawe połączenia skór o różnych, zdecydowanych fakturach, inaczej odbijających światło. Choć torebki powstają w małych seriach (każda z nich ma swój unikatowy, wybity ręcznie numer), nie ma dwóch identycznych egzemplarzy. W kolekcji pojawiają się zarówno małe torebki imprezowe, codzienne, minimalistyczne o prostokątnych kształtach oraz tzw. „shoppery“. Z mniejszą lub większą liczbą kieszeni. Obok nich portfele i saszetki. Wszystkie – bardzo eleganckie i wysmakowane. To w końcu znak rozpoznawczy projektów Zosi.