Veruschka – mistrzyni znikania.

Veruschka exhibition 1

Przez magazyn „Vogue” nazwana „jednym z cudów naszych czasów”, z jedenastoma okładkami tego tytułu na koncie, Vera von Lehndorff, w świecie mody znana jako Veruschka, pierwsza niemiecka top modelka i ikona stylu lat 60., postanowiła porzucić branżę i zająć się sztuką. Efekty można oglądać od 27 września do 30 listopada w Spectra Art Space w Warszawie.

DSC_0233

Pierwszy raz zniknęła z rodzinnego Sztynortu, a właściwie wówczas wsi Steinort leżącej na terenie Prus Wschodnich (dziś Mazury). Był 1944 rok, nadciągali Rosjanie. Rodzice Very – hrabia Heinrich Graf von Lehndorff i hrabianka Gottliebe von Kalnein zadecydowali, że czas opuścić należący do rodziny od pięciuset lat pałac. Ojciec Very odprowadził ją, jej dwie siostry i matkę na pociąg. Wtedy dziewczynka – wówczas pięcioletnia – widziała go po raz ostatni. Miesiąc później został stracony w berlińskim więzieniu Plotsensee za udział w nieudanym zamachu na Hitlera 20 lipca 1944 roku w Wilczym Szańcu. Dla małej arystokratki rozpoczął się czas niedoli, dawne szczęśliwe życie odeszło w zapomnienie. Matka Very trafiła do obozu pracy (tam na świat przyszła najmłodsza z sióstr), dziewczynki – do domu dziecka w Bad Sachsa w Górach Harzu prowadzonego przez SS. Po wojnie udało im się odnaleźć. Początkowo pomieszkiwały w obozach dla uchodźców i u przyjaciół.

Vera rozpoczęła studia – malarstwo i projektowanie w Hamburgu, jednak tam też długo nie zagrzała miejsca. Wyjechała do Florencji uczyć się wzornictwa przemysłowego. Wysoka (1,83 m), smukła i zjawiskowo piękna została zaczepiona na ulicy przez fotografa – Hugo Mulasa, który doradził jej, by spróbowała swych sił w modelingu. Przeniosła się więc do samej stolicy mody – Paryża, ale spotkała się z krytyką – za wysoka, podobnie było w Nowym Jorku. Doszła do wniosku, że musi odnaleźć w sobie coś, co ją wyróżni. Tak narodziła się Veruschka – tajemnicza dziewczyna z zamiłowaniem do egzotyki (początkowo deklarowała, że pochodzi ze wschodu i często nosiła wzorzyste etniczne chusty – później taki wizerunek był jak najbardziej w zgodzie z panującymi wówczas trendami) i ogromną pewnością siebie. Podobno jej współpraca z „Vogue” rozpoczęła się od tego, że któregoś dnia przyszła do studia znanego fotografa – Irvinga Penna, mówiąc, że podobają jej się jego zdjęcia i chciałaby zobaczyć, czy potrafi ją sfotografować… Nie skończyło się na jednym zdjęciu. Ani na jednym fotografie. Sam Richard Avedon stwierdził, że jest najpiękniejszą kobietą na świecie, a magazyn „Vogue” uznał ją za cud i poświęcił jej 11 okładek. W 1966 roku zapadła w pamięć szerokiemu gronu odbiorców za sprawą seksownej sceny w kultowym „Powiększeniu” Michelangelo Antonioniego. Była na samym szczycie. Nie chciała jednak pozostać tylko manekinem, zmieniać się zgodnie z tym co dyktują inni. Wtedy znowu postanowiła zniknąć.

Wyjechała do Peterskirchen. Walczyła z depresją. Pewnego dnia, w 1969 roku poznała Holgera Trulzscha – muzyka, malarza i rzeźbiarza. Zaprzyjaźniła się z nim, a pewnego dnia wręczyła mu do ręki aparat z prośbą, by ją fotografował. To był początek niezwykłej współpracy tych dwojga artystów. Postanowili połączyć malarstwo i fotografię. Obrazy powstawały na ciele Lehndorff (malowanie potrafiło trwać nawet kilkanaście godzin) i miały za zadanie pozwolić jej wtopić się w tło. I to nietypowe, bo za studio służyły tej niezwykłej parze dość zaskakujące miejsca – opuszczona hala targów rybnych w Hamburgu (stalowa konstrukcja z XIX wieku) czy magazyn z używaną odzieżą i tkaninami w Prato nieopodal Florencji. Aby Vera mogła zniknąć na tak charakterystycznym tle, bryła ciała musiała optycznie ulec spłaszczeniu. Pomogła w tym technika tzw. rysunku anamorficznego.

Bodypainting zajmował parę aż do 1988 roku. Przez ten czas powstało kilka cykli prac.
Trzy z nich można podziwiać podczas wystawy duetu Lehndorff-Trulzsch „Behind the Appearances” w warszawskiej galerii Spectra Art Space. Są to: „Mimicry-Dress-Art” (1970–1973), „Oxydation” (1978) i „Prato/Sirius” (1985–1988). Pierwszy z nich pozwolił Verze przerodzić się w gwiazdy – symbole naszych czasów i stał się parodią lansowanych do znudzenia przez media celebrytów. Drugi – na chwilę pozbyć się ludzkiego ciała, zamienić w zwierzę, przedmiot i pozbyć się osobowości. Ostatni – zniknąć wśród kolorowych zwojów tkanin. Wszystko jest tu jednak prawdziwe. Bez Photoshopa.

DSC_0223DSC_0222DSC_0220Veruschka1
small Lehndorff-Trulzsch_Mimicry_Dress_Art_Gilda_1973

Vera Lehndorff i Holger Trulzsch opowiadają o swojej wystawie.

Vera Lehndorff i Holger Trulzsch opowiadają o swojej wystawie.

Veruschka jeszcze w obiektywie Helmuta Newtona.

Veruschka jeszcze w obiektywie Helmuta Newtona.

Wystawa "Behind the Appearances" Very Lehndorff i Holgera Trulzscha dostępna w każdą sobotę i niedzielę w godz. 11:00-18:00 w Spectra Art Space przy ul. Bobrowieckiej 6 w Warszawie. Od 27 września do 30 listopada 2014 roku. Wstęp wolny.

Zdjęcia: Magdalena Zawadzka, materiały prasowe.

Artykuł powstał m.in. w oparciu o tekst Agnieszki Wojcińskiej "Wyszła z domu na 63 lata"/Polityka i Anny Marty Twardowskiej "Veruschka nad rozlewiskiem"/Wysokie Obcasy.

Marge Simpson nową it girl?

TheSimpsons-BEAUTY small
Chcecie być piękne jak Marge Simpson, MAC ma dla was rozwiązanie. Znana z ciekawych kolaboracji marka kosmetyków kolorowych tym razem zainspirowała się postacią fikcyjną. Za to legendarną. Wyłupiastooka Marge Simpson o ekscentrycznej niebieskiej fryzurze – bohaterka amerykańskiego serialu dla dużych dzieci – już wcześniej stała się obiektem pożądania, kiedy to „Playboy” umieścił ją na jednej ze swoich okładek (i dał jej rozkładówkę). Wydanie magazynu dla panów miało charakter kolekcjonerski. Tak też należy traktować linię kosmetyków MAC, która od września do kupienia jest w salonach marki w warszawskich Złotych Tarasach i Galerii Mokotów oraz na http://www.maccosmetics.pl. W jej skład wchodzą: dwie palety cieni do powiek w intensywnych kolorach, róż do policzków, naklejki na paznokcie, sztuczne rzęsy oraz błyszczyki w czterech odcieniach. Wizerunek Marge zdobi opakowania, tłoczony jest na powierzchni cieni i różu, pojawia się na naklejkach. Wszystkie kosmetyki mają zaskakujące nazwy. Hit? Fioletowy błyszczyk „Itchy, Scratchy & Sexy”, czyli w luźnym tłumaczeniu – swędzący szorstki i (nadal) seksowny. No cóż, po tym jak Karl Lagerfeld zaprojektował buty sportowe i plecaki, a Jeremy Scott torebki w kształcie opakowań „Happy Meal” i bluzę ze SpongeBobem dla marki Moschino, nic w kwestii stylu nie powinno już dziwić.

Playboy cover with Marge Simpson

SIMPSONS-LIPGLASS-Itchy & Scratchy & Sexy-300

TheSimpsons-AMBIENT-small