To, że mam słabość do stylu retro, wiadomo, jeśli tylko regularnie zagląda się na tego bloga i na mój Instagram. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że nurt ten stał się dominujący wśród trendów na nadchodzący sezon (a może to właśnie dlatego podoba mi się tak bardzo? O tym, że kierunek tej zależności wcale nie jest tak oczywisty, wiedzą wszyscy ci, którzy choć raz mieli okazję obejrzeć film „Diabeł ubiera się u Prady”). Dziś spotkałam się jednak z interpretacją retro inną niż wszystkie. To zasługa marki Kaaskas, która w swojej warszawskiej pracowni zaprezentowała kolekcję na jesień.
W pierwszej chwili linia zachwyca kolorami. Obok wysmakowanych: ciemnej zieleni, granatowego, miedzianego i bordowego występują żywe: niebieski, liliowy i różowy. To wystarczy, by ubraniom chcieć przyglądać się dłużej. A wtedy dostrzec już można przemyślane, bardzo subtelne detale: okrągłe kieszonki w bluzkach czy wycięcia w płaszczach, zakładki w spódnicach, delikatne falbany przy mankietach, fontazie przy koszulach… To właśnie one nadają oryginalności wyrafinowanym ascetycznym ubraniom, budzącym skojarzenie z tradycyjnym strojem japońskim. Nie brakuje także charakterystycznych dla marki printów – tym razem w formie klonowych liści – oczywiście w wydaniu niedosłownym – graficznym. Bez zarzutu jest też jakość tkanin i wykonanie ubrań. Choć środków artystycznego wyrazu jest tu wiele, na pierwszy rzut oka tego nie widać, bo występują w wyważonych proporcjach. To właśnie chyba największa siła Kaaskas.
Jeśli jeszcze nie znacie tej istniejącej od kwietnia 2014 roku marki, zdradzę, że stoją za nią dwie siostry: Kasia Skórzyńska i Julia Skórzyńska-Ślusarek. Projektuje Kasia, absolwentka Katedry Mody na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, która ma za sobą także studia fotograficzne w Portugalii. Julia odpowiada za biznesową stronę marki. Obie wierzą, że poprzez piękne rzeczy można zmieniać otaczającą nas rzeczywistość. I właśnie to robią. Z sukcesami.