Blog o tej intrygującej nazwie istnieje nieco ponad rok, a na Facebooku zdołał zgromadzić ponad 15 tysięcy fanów. Z zainteresowaniem śledzą styl jego założyciela, Kamila Pawelskiego, który sam deklaruje, że nie ma problemu, żeby w dresie wyjść z domu po chleb.
No właśnie, ile czasu ci zajmuje wyjście z domu?
Maksymalnie pół godziny, i to z prysznicem i ułożeniem włosów. Kiedy mam ważniejsze wyjście, może się to wydłużyć do godziny, ale to jest maks.
Co chłopaka z Mazur przyciągnęło do Warszawy?
Kariera! Pochodzę z małej miejscowości i od zawsze chciałem się usamodzielnić. Szybko podjąłem pracę, zacząłem iść własną ścieżką. To była moja pierwsza decyzja zaraz po liceum.
Od razu byłeś nastawiony na pracę w korporacji?
Od razu. Chciałem bardzo dynamicznie pokierować swoją karierą.
Dlaczego akurat moda? To dosyć mało popularne wśród mężczyzn?
To było dzieło przypadku. Na początku wylądowałem… na kasie w hipermarkecie. Wkrótce znajomy dał mi cynk, że otwiera się sklep House. Doradził, bym poszedł na rozmowę w sprawie pracy. Tak to się zaczęło. Szybko dostrzegłem, że w strukturze organizacyjnej jest wiele stanowisk, a ścieżka kariery – jasna. A ponieważ jestem bardzo pracowitą osobą, więc się rozwijałem. Później odbiło się to trochę na moim życiu. Bo choć korporacje nie są złe, człowiek nie jest dla nich najważniejszy. Nie oszukujmy się, najbardziej liczą się cyferki, kasa. Pokornie patrzę na to, czego korporacja mnie nauczyła. W dużej mierze zawdzięczam jej dobrą prezencję, brak problemów w kontaktach interpersonalnych, to, że wiele rzeczy potrafię wynegocjować. Korporacje to dobry start dla młodych ludzi, ale nie warto marnować w nich całego życia. Ja byłem w pracy non-stop, w pewnym momencie totalnie się zatraciłem. Budziłem się o 4 rano i wysyłałem do siebie maila z listą rzeczy, które mam do zrobienia. Pracowałem w branży, która jest bardzo wrażliwa na to, jak się sprzedaje. Jak się nie sprzedaje, jest źle. A czasem nie sprzedaje się z przyczyn niezależnych od człowieka. Cieszę się więc, że mogę być w miejscu, w którym jestem teraz. Realizować własne projekty i korzystać z życia. Nauczyłem się wsłuchiwać w siebie. Wcześniej nie miałem na to czasu.
Jak to się stało, że wpadłeś na pomysł stworzenia bloga?
Miałem taki okres w życiu, że intensywnie myślałem o tym, by zacząć coś swojego. Zastanawiałem się, co chcę dalej robić. Wiedziałem, że korporacja na dłuższą metę nie będzie dobrym rozwiązaniem. Założenie bloga doradziła mi koleżanka ze studiów. Początkowo byłem sceptycznie nastawiony, ponad rok temu temat blogosfery w ogóle dla mnie nie istniał. Ale pomyślałem, że mam brata, który robi dobre zdjęcia, a ja na modzie się znam, więc może warto spróbować. Moi znajomi, szczególnie koledzy, trochę się nabijali. Mam jednak dystans. Nie uważam, żebym robił coś bardzo ambitnego. Ale daje mi to frajdę, a jeśli komuś jeszcze to pomaga, bo uczy np., żeby nie zakładać skarpet do sandałów albo jak dobrać dżinsy do figury, to mam poczucie, że wykonałem dobrą robotę. W pewnym momencie blog zaczął się rozwijać, a jego popularność przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Nie spodziewałem się, że w ciągu roku tyle się wydarzy i spotkam ludzi, których spotkałem. To jest chyba największa wartość – ludzie. Poznaję takich, którzy mają motywację, by realizować niszowe projekty, którzy z niczego potrafią zrobić coś. Także we mnie wiele się zmieniło, odkąd prowadzę bloga.
Co?
Nabrałem dystansu do siebie i tego, co mnie otacza. Nauczyłem się doceniać siebie i słuchać intuicji. Życie ma zupełnie inny smak.
Skąd nazwa „Ekskluzywny Menel”? Kontrowersyjna, więc mogła przyczynić się do sukcesu…
Nazwa na pewno mi pomogła. Najpierw używałem takiego nicku na Facebooku.
To z powodu brody?
Nie. Natknąłem się na wywiad z Maleńczukiem, w którym dziennikarz powiedział do niego: „Panie Maleńczuk, pan jest takim menelem. Na co Maleńczuk ze swoją nonszalancją odpowiedział: „Pewnie, że jestem menelem, ale ekskluzywnym”. To mi się wbiło w pamięć, bo pasowało do mnie. Mój styl jest trochę niechlujny, ale jednocześnie nieco „ekskluzywny”. Powstał „Ekskluzywny Menel”.
Wspominałeś, że robisz też rzeczy bardziej ambitne. Jakie?
Staram się działać społecznie. Pomagam małemu chłopcu z Afryki – łożę na jego edukację. Co pół roku dostaję list – część pisze on sam, część – jego opiekunowie – z którego dowiaduje się, co u niego. Jest super z wuefu, z matmy ma prawie same dwóje, ale zdaje z klasy do klasy.
Inwestuje także w siebie, studia, zajęcia dodatkowe.
Co zrobisz, jak przeminie moda a brody?
Moja broda nie jest wynikiem mody. Wyhodowałem ją w wielkich trudach.
Od dziecka?
Ha ha. Tak! Zdecydowałem się na brodę nie dlatego że była modna. Zresztą mody pojawiają się i przemijają. Parę lat temu wszyscy tańczyli, później – śpiewali, teraz gotują albo szyją. To się pojawia i wygasa, ale zostają grupy ludzi nadal zainteresowanych danym tematem. Jeśli ludzie tańczyli, tańczyć będą, najwyżej media nie będą o tym tak głośno mówić. Więc jeśli chodzi o brody – część kolesi je zgoli, ale to nie znaczy, że nie będzie już mężczyzn, którzy i tak będą je nosić. Tak jak nie znikną kobiety, które lubią mężczyzn z brodami. Myślę więc, że gdy moda przeminie, moja broda zostanie. Nie oszukujmy się, mężczyźni nosili brody od wieków.
Jak sobie radzisz z hejtem?
Ja tego hejtu nie mam tak dużo. Największy pojawił się po tym, jak gazeta.pl robiła ze mną wywiad. Liczyłem się z tym, że będą ludzie, którym spodoba się to co robię, ale będą też tacy, którzy będą mnie kopać w tyłek. Nie jestem w stanie zadowolić wszystkich. Świadomość tego pozwala mi zachować dystans. W Polsce adekwatne jest powiedzenie: „Postaw się na świecznik, a cię zgaszą”. Nie wiem czy to jest kwestia mentalności. Na Zachodzie jest inaczej. Ludzie więcej się uśmiechają. Może to kwestia pogody? Siedem miechy pluchy robi swoje. Z drugiej strony myślę, że jakbym skupiał swoją uwagę na tym, co ludzie mówią, to do tej pory „jadłbym z butelki”
Oceniasz czasami mężczyzn na polskiej ulicy?
Zwracam czasem uwagę na takie grzeszki, jak dżinsy boot cut, skarpety do sandałów, czy niedopasowana rozmiarowo odzież. Ale nie chcę być fashion police, wolę inspirować.
Wśród fanów masz więcej kobiet czy mężczyzn?
Kobiet. Na początku nad tym ubolewałem. W końcu robię bloga z modą męską, więc chciałbym żeby zaglądali na niego kolesie. Mam jednak świadomość, że choć bloga śledzą głównie dziewczyny, to później one ubierają swoich facetów. Jakoś trudno mi wyobrazić sobie facetów, którzy będą komentować zdjęcia, pisać – Wow! świetnie wyglądasz – nie na tym rzecz polega. Chodzi o to, że kiedy ktoś wejdzie na bloga i spodoba mu się stylizacja, dowie się, gdzie można kupić dane rzeczy. Nie oczekuje peanów na swój temat od chłopaków, ale fajnie się czuję, gdy dostaję pytania typu: „Wybieram się na taką i taką imprezę, co byś polecił założyć?” A tych jest coraz więcej.
Bardzo mi się podoba, że oprócz zdjęć stylizacji na twoim blogu jest muzyka. Najpierw chodzi ci po głowie kawałek i do tego dobierasz ubrania czy odwrotnie?
W telefonie mam aplikację, która ściąga i zapisuje utwory, które słyszę. Kiedy mam już gotową stylizację, przeglądam bibliotekę i wyszukuję kawałka, który nie tylko pasuje do niej, ale i do mojego nastroju w danym momencie.
Co ci najczęściej w duszy gra?
Muzycznie jestem otwarty, choć najbliższa jest mi chyba muzyka czarna. Według mnie ma duszę. Uwielbiam blaszkę w głosie czarnoskórych wokalistów, ich tembr głosu. Podoba mi się soul i jego głębia. Ale moim „odkryciem” roku byli: Bokka, Brodka, Kamp, Podsiadło, Abel Korzeniowski, Jungle
Masz swojego idola-ikonę stylu?
Chyba nie. Lubię styl Kupisza, Oliviera Janiaka. Fajnie ubiera się Radzimir Dębski.
Lubię stylizację Vanitasa. Choć niektóre są przejaskrawione, zupełnie nie w moim stylu, uważam, że ma zmysł do tego co robi. Jest jeszcze kilku chłopaków w blogosferze którzy fajnie sobie radzą z tematem.
Nosisz polskich projektantów?
Najbardziej lubię Kupisza, bo według mnie robi najbardziej męską modę. Trochę mi brakuje u projektantów właśnie takiego męskiego spojrzenia. Są garnitury, klasyka, ale brakuje mi mody w stylu casual – połączenia elegancji z nonszalancją, które jednocześnie pozostają męskie. Nie lubię ubrań, które powodują, że płeć ulega zatarciu. Mamy w tej chwili do czynienia z kryzysem męskości. Są mężczyźni-motyle albo pakerzy, którzy strzelają z liścia swojej dziewczynie i myślą, że są męscy. Dwie skrajności, brakuje środka. Na szczęście po modzie na metroseksualizm wraca idea normalnego kolesia (choć mam świadomość, że normalność to kwestia indywidualnej percepcji). W temacie mody – daje ludziom wolność. Każdy nosi to, co mu się podoba. I cieszę się ze swojej wolności w tym zakresie.
Jest coś, czego w ogóle byś nie założył?
Butów na obcasie. Nie podobają mi się też swetry-płachty, spodnie z wielkim krokiem. No, sukienki bym nie założył, szkocki kilt już tak.
Jaki jesteś na co dzień?
Prywatnie jestem zwykłym kolesiem. Nie latam po imprezach i eventach – ten etap mam już za sobą. Lubię zamknąć się z dobrą książką czy płytą w swoich czterech ścianach albo spotkać się z najbliższymi znajomymi. Żyjemy w zwariowanych czasach, więc to, co zwyczajne ma wartość.
Zdjęcia: Czarek Kazimierowski, Krzysztof Adamek.
Link do bloga Kamila: http://www.ekskluzywnymenel.com