Efekt WOW! Czyli futurystyczna moda Eweliny Kosmal.

brave_new_world_kosmal wow 1

Z projektantką, Eweliną Kosmal spotykam się na Saskiej Kępie, w butiku Kolektyw Ka, który założyła wspólnie z kilkoma innymi designerami (o samym miejscu będę jeszcze pisać wkrótce). Ewelina znalazła dla mnie czas, choć ostatnio jest rozchwytywana przez media. Nic dziwnego, właśnie została wyróżniona w prestiżowym konkursie dla projektantów World of WearableArt (WoW) organizowanym w Nowej Zelandii. Jej projekt nie mógł pozostawić jurorów obojętnymi. Intrygujący i niepokojący jest ucieleśnieniem wizji przyszłości. I pytaniem o to, co nastąpi w wyniku zderzenia cywilizacji. Z projektantką rozmawiam o tym, jaka jest odpowiedź. A także o tym, jak od podszewki wygląda rynek mody w Polsce i jak zmieniał się na przestrzeni ostatnich lat.

Jak to się stało, że dziewczyna z Polski została wyróżniona w konkursie w Nowej Zelandii?

O konkursie dowiedziałam się od pani Anny Gołębickiej, attache kulturalnej Ambasady Polski w Nowej Zelandii. To ona w grudniu zeszłego roku napisała do mnie e-mail z informacją. Z tego co wiem, wiadomość została wysłana do różnych projektantów w Polsce. Byłam jednak jedyną osobą, która w ogóle odpowiedziała na maila… Napisałam, że się zastanowię, a kilka miesięcy później zdecydowałam się wziąć udział w konkursie. Dowiedziałam się, jaką renomą cieszy się na świecie –  zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, Chinach, Japonii, Holandii czy Danii. No i zobaczyłam, jak wyglądają projekty konkursowe z lat ubiegłych. Nie ma tam prac lepszych i gorszych. Są tylko bardzo dobre i rewelacyjne.

Co trzeba było przygotować?

Jeden kostium. Nie ma narzuconego tematu. Robisz, co chcesz. Jeżeli to będzie na tyle dobre, że zostanie uznane za sztukę, wchodzisz do finału.

W twoim projekcie dużo się dzieje. Jest tren, są rozbudowane ramiona, strój układa się w pancerz…

To właśnie moja estetyka. Organiczna i nowoczesna. Nie lubię patrzeć w przeszłość. Co było, minęło. Jeśli spoglądam, to tylko po to, by coś zredefiniować, zrobić coś zupełnie nowego. Myślę, że to obowiązek projektanta – musisz zaproponować coś od siebie. Nie wystarczy jedynie podążać za trendami. Choć muszę przyznać, że był taki moment, że próbowałam. Chciałam zrobić coś komercyjnego, a Polska jest jednak dosyć trudnym rynkiem dla projektantów. Polki nie są bardzo odważne, chociaż bywają buńczuczne. To dobry początek. Na razie jednak szukają ubrań, bezpiecznych, czyli takich, w których można się schować, by nie wychodzić przed szereg. Kiedy modna robi się szara bluza, wszyscy ją noszą. Pomyślałam: ok, robię swoje i zobaczymy, jak rynek na to zareaguje.

I jak?

Dobrze. Mam klientki z Polski i z zagranicy. W Polsce sprzedaje właśnie rzeczy najprostsze – często jest to tzw. basic. Kobiety z Norwegii, Wielkiej Brytanii, Włoch, a szczególnie z Belgii wybierają rzeczy bardziej offowe. To właśnie one złożyły mi gratulacje po sukcesie w konkursie, ciesząc się, że wróciłam do korzeni – stylistyki zbliżonej do tej, jaką zaprezentowałam moją pierwszą kolekcją „Rój”.
Niebawem wypuszczam kolekcję Resort 2016. Wydaję mi się, że udało mi się zrównoważyć w niej to co offowe z tym co komercyjne. Ta kolekcja jest prosta, ale sprawia, że wyglądasz i czujesz się wyjątkowo. Jest sportowa i elegancka jednocześnie. Będzie można ją znaleźć w przedsprzedaży podczas targów HUSH Warsaw – 5 i 6 grudnia na Stadionie Narodowym.

Wracając do konkursu, dlaczego zdecydowałaś się zrobić właśnie ten kostium?

Chciałam odnieść się do tego, co mnie interesuje poza projektowaniem – historii, polityki i ekonomii. Nie bez przyczyny skończyłam nauki polityczne. Jestem na bieżąco i analizuję, co się dzieje. Wymyślona przeze mnie postać miała być symbolem naszych czasów. Skłaniać do refleksji, jakie są nasze korzenie i dokąd zmierzamy. Chciałam zestawić świat Zachodu ze światem Wschodu. Bo – być może – jesteśmy właśnie świadkami zderzenia cywilizacji, o jakim uprzedzało wielu filozofów. Poprzez moją postać pytam o kierunek zmian, i chyba dlatego jest trochę niepokojąca.

Szczególnie maska przeraża…

Większość osób wiąże ją właśnie z kulturą Wschodu, ale dla mnie miała przede wszystkim zakrywać usta. Bo to dzięki nim najłatwiej okazać emocje. Gdyby postać była uśmiechnięta, przekaz byłby pozytywny, gdyby miała smutną minę – przeciwnie. A ja nie chciałam dawać gotowej odpowiedzi. Nie znam kierunku zmian, ale chciałam poddać go pod rozwagę.

Jak to się stało, w takim razie, że absolwentka nauk politycznych została projektantką? Podobno talent masz w genach?

Moja mama jest plastyczką. Dziadkowie byli rzeźbiarzami. Siostra skończyła wzornictwo przemysłowe, choć porzuciła je niedawno, by zająć się właśnie rzeźbą. Ale nie zachęcano mnie by pójść w artystyczną stronę, wręcz przeciwnie. Parać się sztuką, to nie jest łatwy kawałek chleba. I ja, nigdy nie czułam, że muszę się tym zająć. Choć od zawsze uwielbiałam ciuchy. Jako dziecko kieszonkowe wydawałam na… „Twój Styl”. Jedyny wówczas, czyli na początku lat 90., magazyn o modzie dostępny w kioskach. Dużą wagę przywiązywałam do tego, jak się ubrać. Sama też sobie szyłam, ale nigdy nie czułam, że coś w sobie mam. W końcu dorastałam w rodzinie, w której każdy rysował i malował lepiej ode mnie. Okazało się jednak, że mój talent poszedł w innym kierunku, tylko ja wtedy o tym nie wiedziałam. Odkryłam go pod koniec studiów na naukach politycznych, kiedy zaczęłam pracować jako asystentka stylistki, a następnie stylistka. Po jakimś czasie pomyślałam: Po co być DJ-em skoro można być muzykiem? Postanowiłam rozpocząć naukę w SAPU (Szkoła Artystycznego Projektowania Ubioru w Krakowie). Musiałam pójść do szkoły, żeby sobie udowodnić, że naprawdę ten talent mam. I po raz pierwszy w życiu byłam prymusem. Po raz pierwszy! Więc chyba dobrze zrobiłam. Tak naprawdę wiedziałam już, co chcę dalej robić, jak poprowadzić markę. To, że pracowałam w branży bardzo mi pomogło, bo wiedziałam, jak ona funkcjonuje. Choć z roku na rok się zmienia.

Jak?

Kiedy zaczynałam myśleć o projektowaniu, był tylko jeden sklep multibrandowy z modą autorską – w warszawskiej Promenadzie. Prowadził go Wojtek Witczak. To było jedyne miejsce, gdzie można było znaleźć ubrania z inną metką niż Zara czy H&M. Planowałam, że kiedy skończę szkołę, wstawię tam swoje ubrania. Takie były realia. Jednak trzy lata później sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Zaczął się rozkręcać Fashion Week, a w Polsce robiło się o modzie coraz głośniej. Nagle wszyscy postanowili zostać projektantami,  szkoły przeżywały oblężenie. To był 2011 rok. A i od tego czasu sporo się zmieniło.
Odnoszę wrażenie, że cała branża dopiero się uczy. Nie jest łatwo znaleźć specjalistę w konkretnej dziedzinie. Trafia się na ludzi, którzy choć mają dobre chęci, nie są jeszcze profesjonalistami. I nie chodzi tu nawet o rzemieślników, bo tych można znaleźć – zwłaszcza starej daty, ale o innych specjalistów, np. osoby reprezentujące projektantów. Dopiero niedawno trafiłam na Martę z The Icon Agency. Bardzo się cieszę, bo trudno jest mi być ambasadorem samej siebie. Może dlatego, że podczas projektowania przechodzę różne fazy. Od zachwytu po totalne załamanie, kiedy nie chcę widzieć rzeczy, które zrobiłam i najchętniej ukryłabym je w szafie. I tak jest zawsze, przy każdej kolekcji. Nie daj Boże, miałabym spotkanie w czasie, kiedy mam doła.  Albo już całkiem nowe pomysły. A tak często bywa, bo podczas pracy same przychodzą do głowy. Dlatego potrzebni są odpowiedni ludzie.
Polski rynek ma potencjał i cały czas się powiększa, ale nie jest bardzo duży. Być może ludzie nie wiedzą jeszcze, jak dotrzeć do projektantów. Nie wszyscy robią zakupy w Internecie, a to jest najłatwiejszy sposób. Zwłaszcza na prowincji, gdzie drzemie ogromny kapitał. Ja sama jestem z prowincji (z Końskich) i przyznam szczerze, że po pobycie w Warszawie, gdzie zawsze muszę pozałatwiać wiele spraw, nic nie sprawia mi większej przyjemności niż wrócić do domu i kupić online buty. Czasem zdarzają się wpadki, choć źle dobrane rzeczy zawsze można zwrócić. Choć raz zdarzyło mi się kupić sztyblety z futra, w cętki i na białej podeszwie – za ciasne, ale tak mi się podobały, że chodziłam… w za małych. Bo ja jednak kocham ubrania i chcę, by były to takie małe dzieła sztuki. Tą zasadą kieruje się nie tylko kupując, ale przede wszystkim, projektując.

brave_new_world_01

brave_new_world_07

brave_new_world_instruction_manual_net_3

brave_new_world_02

Więcej projektów Eweliny Kosmal na oficjalnej stronie Kosmal Label

Foto: Michał Greg.
Modelka: Ewa Pasztaleniec.

3 myśli w temacie “Efekt WOW! Czyli futurystyczna moda Eweliny Kosmal.

    • Domyślam się, że pytasz ze względu na zakrytą twarz modelki? Projektantka wspomina w wywiadzie, że takie skojarzenia pojawiają się najczęściej, choć jej pierwotna intencja była inna. Aczkolwiek taka interpretacja jest jak najbardziej słuszna i prowokuje do myślenia nad zachodzącymi na świecie zjawiskami społeczno-politycznymi. I wyciągnięciem konstruktywnych wniosków.
      Ja widzę w tym projekcie nawiązania do islamu, ale do chrześcijaństwa również. Postać wygląda jak święta. Ikona.

      Polubienie

  1. Pingback: Modne miejsce: Kolektyw Ka. | król jest nagi

Dodaj komentarz